niedziela, 28 sierpnia 2011

Dziecko 4

Itachi był wkurzony jak mało kto.

Z Naoshim nie miał pojęcia jak rozmawiać, unikał go do trzech dni.  

Sasuke chodził zdenerwowany, nie wiedząc co ma powiedzieć dyrekcji uczelni.

Michiru go nie lubił i zawsze kiedy ten brał go na ręce ryczał w niebogłosy.

Był zły i wkurzony!

Do tego jeszcze ten głupi żart Sasuke, który w ogóle się żartem nie okazał.

-Popilnuj Michiru i nakarm go, Naoshi jest w swoim pokoju i ogląda telewizje, ugotuj obiad i nie zapomnij o wyłączeniu pralki! –Krzyknął, zatrzaskując za sobą drzwi.

Siedział wtedy na kanapie oglądając mecz kiedy ten mały potwór podszedł do niego na czworakach, tak umiał już raczkować, i zaczął się ślinić, patrząc na niego jak na idiotę. A on idiotą na pewno nie był. 

Przypomniał sobie słowa Sasuke „nakarm go”, to chyba jakiś koszmar. Potwór uśmiecha się i próbuje wstać, jednak upada na pupę z głośnym „ojć” . Ma ochotę parsknąć śmiechem na widok jego miny, ale powstrzymuje się i dalej obserwuje jego próby.  Dzieciak wydumuje policzki i puszcza kilka bąbelków z śliny, patrząc na niego wyczekująco, by dokończyć efekt, wystawia pulchne rączki w jego stronę.

-Abl... Apa! –Wydobywa z siebie te bardzo skomplikowane słowa doprowadzając Itachiego do śmiechu, co nie było dobrym posunięciem, bo chłopczyk widząc jego reakcje, cofa rączki i znowu próbuje wstać o własnych siłach, niestety znowu upada, tym razem uderzając się w główkę. Itachi zamiera z przerażeniem na twarzy i głupio wpatruje się w swojego bratanka.

Michiru gdy tylko czuje ból z tyłu głowy, zaczyna otwarcie płakać, dotykając paluszkami główki.

-Łaaaaaaaaa!!!! Papa!!! Papa!!Ałaaaaaaaa!!! –Itachi słysząc jak chłopiec dusi się swoim płaczem wstaje szybko i chwyta małego w swoje ramiona, przytulając go do siebie. Dotyka delikatnie jego główki.

-Łaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!

-Cholera –Wie już, że jest martwy, Sasuke, jak tylko się o tym dowie, zabije go. Siada z szlochającym bobasem na kanapie próbując go uspokoić, co nie wychodzi mu bo chłopiec smarka w jego koszulę, coraz głośniej. Głaszcze jego plecy okrężnymi plecami, szepcząc mu słowa otuchy.

-Sasuke –chan cię zabije gdy dowie się, że go nie upilnowałeś –Słyszy nieśmiały głos.

-Wiem, ale błagam pomóż mi go uspokoić, nie mam pojęcia co mam zrobić –Wyjęczał z paniką w głosie, kiedy chłopczyk zaczął się coraz bardziej dusić swoimi łzami i krzykami. Naoshi podchodzi do niego i siada obok.

-Co dokładnie się stało?

-Podszedł do mnie raczkując i próbował wstać, jednak nie wyszło mu to za pierwszym razem, wiec chciał bym to ja go wziął na ręce, ale zacząłem się śmiać a on znowu spróbował się podnieść i wtedy upadł i uderzył się w głowę. Przeraziłem się, ale byłem sparaliżowany strachem, obudziłem się dopiero kiedy zaczął krzyczeć. Wiem, byłem nieodpowiedzialny, ale to się więcej nie powtórzy, wiec błagam cię, nie mów nic Sasuke 

–Spojrzał błagalnie na swojego...syna. Naoshi uśmiechnął się uspakajająco i pogłaskał Michiru po główce.

-Twój tata zaraz wróci, co powiesz na amciu? –Spytał chłopczyka. Ten popatrzył na niego ze łzami w oczach, miał opuchnięte oczka i czerwony nosek od płaczu, dalej nim siąkał i miał urywany oddech. Każdy kto by go teraz zobaczył, miałby ochotę go przytulić.

-Papa? Amamciu? –Cichutki głosik wyrwał Itchiego z transu.

-Amciu? Jesteś głodny? –Spytał zszokowany, gdyby wiedział, że ten chce jeść od razu wziąłby go na ręce.

Idiota! Jak niby miał ci powiedzieć jeżeli nie ma nawet dwóch zębów?

Strzelił sobie mentalnego kopa i chwycił mocniej rozdygotane ciałko, teraz wiedział co Sasuke czuł trzymając tego małego. Był ciepły i ruchliwy, czuło się życie od takiego bobasa. Przełamał się i pocałował chłopca w czółko, ten pociągnął zaczerwienionym noskiem i przetarł oczka piąstkami, ziewając. Kolejny mentalny kopniak. Mały powinien już dawno drzemać.

Sasuke go ukatrupi.

-Chyba jest śpiący –Naoshi skulił się na widok morderczego spojrzenia.

Trzeci mentalny kopniak Itachiego.

To twój syn, cymbale! Zachowuj się cywilizowanie!

-Przepraszam –Wyciągnął dłoń i pogłaskał chłopaka po miękkich włosach –Też chcesz coś zjeść?

Czarnowłosy kiwnął głową z uśmiechem.

-To czas zrobić amciu, co nie Michiru? A potem idziemy spać –Powiedział wesołym tonem do bratanka - 
Zapomniałbym, Naoshi mógłbyś wyłączyć pralkę? Proszę.

-Ok –Dzieciak pobiegł do łazienki.

Wszedł do kuchni i posadził chłopca w jednym z trzech kojców w tym domu. Pierwszy jest w pokoju Sasuke, drugi w salonie a trzeci tutaj, w kuchni.

-Naoshi przynieś jakąś poduszkę i kocyk! –Zawołał, biorąc do ręki garnek, nalał do niego mleko położył na palniku. Michiru może już pić normalne mleko, ale wciąż musi dostawać do tego dużo kaszki i trochę tego mleka w proszku. Do tego te zupki w słoiczkach, Itachi nigdy nie jadł niczego tak ohydnego a Sasuke by zmusić małego do zjedzenia, czasami sam musiał je jeść. Skrzywił się na samą myśl.

Ohyda.

-Już jestem –Naoshi trzymał w ręce dużą poduszkę i gruby koc z czarnym labradorem. Pod pachą miał jeszcze ulubionego czarnego misia Michiru, który gdy tylko zobaczył swoją maskotkę, porzucił myśl o spaniu i poczłapał do ścianki kojca, wyciągając rączki, z wielkim bezzębnym uśmiechem.

-Pochi! Pochi!

-Już ci go daje –Zaśmiał się. Wszedł do kojca i położył poduszkę w najcieplejszym jego kącie, tuż przy grzejniku –No dalej choć do Pochiego – Ułożył czarnego miśka na poduszce.

-Pochiiiiiiiiii –Pisnął szczęśliwy człapiąc na czworakach do swojego pluszowego przyjaciela, był przesłodki w tamtej chwili. Gdy tylko ułożył główkę na poduszeczce, z Pochim wtulonym w jego bok, Naoshi opatulił go kocem, tak jak to robi Sasuke. Zdążył się dużo nauczyć o opiece nad Michiru, zazwyczaj to z jego tatą spędzał czas. Dalej nie wiedział jak ma rozmawiać ze swoim ojcem.

-Daj mu –Usłyszał głosy Itachiego. Odwrócił się i zobaczył niebieską butelkę pełną białego płynu, chwycił za spód i wcisnął ją w piąstki grantowookiego chłopca, który natychmiast dossał się do smoczka. Miał zarumieniona twarzyczkę z przyjemności, do tego zaburczało mu w brzuszku gdy pociągnął pierwszy łyk.

Był przesłodki.

Itachi westchnął widząc tą słodycz, pamiętał jak on sam dawał codziennie butelkę Sasuke w wieku Michiru.

Czwarty mentalny kopniak.

Powinieneś był wiedzieć jak zajmować się dziećmi, Kretynie!

No nic, musi ugotować obiad.

-Choć Naoshi, powiedz co chcesz na obiad?

-Hmmm... Może Spaghetti? –Powiedział, wychodząc z kojca.

-Ok, potem zamówię jeszcze pizze.

-Super –Uśmiech rozjaśnił mu twarz.

-No to bierzemy się do roboty!
~
-Chyba nam coś nie wyszło.

-Raczej.

Itachi i Naoshi spojrzeli na bajzel który stworzyli, próbując ugotować spaghetti. Garnki były spalone od spodu, makaron leżał wszędzie, nawet w kojcu a oni byli cali w sosie pomidorowym.

W tle dało się słyszeć otwierane drzwi.

-Wróciłem!!

-No to jesteśmy martwi –Jęknął starszy czarnowłosy.

-Ty jesteś, ja byłem cały czas w pokoju –Wystawił mu język i pobiegł na górę.

-Zdrajca! –Rzucił w niego ścierką.

-Ekhm... –Złowieszcza aura rozniosła się po kuchni –Itachi?

-Tak Sasuś? –Miał nadzieje, że banan na twarzy załagodzi sytuacje. Odwrócił się i zobaczył jak Sasuke opuszcza zakupy na ziemię.

-Już nie żyjesz.

-Oj wiem.